Od 3 lat myślałem o wybraniu się do któregoś z północnych krajów w celu zaobserwowania zorzy polarnej. W grę wchodziła w zasadzie Norwegia (okolice Tromsø), północna Finlandia oraz Islandia. Jak widać wszystkie te miejsca są stosunkowo niedaleko niemniej są to kraje bardzo drogie jak na moją kieszeń. Okazało się jednak, że bazując na doświadczeniach wypraw PTMA da zorganizować wyprawę w stosunkowo niewielkiej cenie, choć jest to pojęcie względne. Pozostało tylko ustalenie terminu. Najlepszym okresem do obserwacji zorzy jest okres od października do końca marca, pozostałe miesiące odpadają z racji istnienia białych nocy. Kolejnym problemem było, to, że nie bardzo miałem z kim jechać. Na szczęście, jakoś na początku grudnia, Maciek, którego poznałem na wyprawie do Czarnobyla, wyraził zainteresowanie zorganizowaniem wyjazdu na Islandię. Bardzo się ucieszyłem, wreszcie coś się ruszyło. Pozostawała tylko kwestia urlopu. Z racji zawodu była to pewna przeszkoda. Jednak dzięki życzliwości Pani Dyrektor udało się ją pokonać, za co bardzo dziękuję. Dalej została już tylko logistyka wyjazdu, która przebiegła szybko i efektywnie. Pozostało tylko czekać na wyjazd, który zaplanowaliśmy w terminie 22-29 marca.
I tak oto znalazłem się na Islandii. Czy Islandia jest dobrym miejscem do obserwacji zorzy? Okazuje się, że odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z racji położenia geograficznego wydaje się idealnym miejscem. Wysunięta daleko na północ, korzystnie umiejscowiona względem bieguna magnetycznego. Jednym słowem - ideał. Jest jednak małe ale..., pogoda. Islandia jest wyspą położoną na zbiegu dwóch silnych prądów morskich. Jeden z nich jest ciepły (Golfstrom) drugi zimny (Wschodniogrenlandzki). Oznacza to, że klimat wyspy jest typowo oceaniczny i w zasadzie nieprzewidywalny. Jak zauważyłem jego główną cechą jest prawie nieustanny wiatr (wierzcie mi potrafi solidnie wiać, tak, że widziałem wodospad "spadający" do góry i fale z grzywami na kałużach, deszcz potrafi padać poziomo) i zupełnie nieprzewidywalne zachmurzenie. Do południa może być słonecznie, a po południu 100% zachmurzenia i deszcz i vice versa. Zatem pogoda na Islandii nie jest korzystnym czynnikiem sprzyjającym obserwację zorzy. Trzeba też wspomnieć, że na tych szerokościach geograficznych zmierzch zapada w marcu bardzo późno ok. godziny 22:00-22:30 UT co znacząco skraca noc astronomiczną i istnieje ryzyko zmiany pogody, która dziwnym zbiegiem okoliczności lubiła się psuć zaraz po zmroku. Jednak jadąc tam miałem to wkalkulowane w ryzyko. Liczyłem na choć jedną pogodny wieczór czy noc. Można, co prawda, polować na zorzę i okienko pogodowe ale do tego potrzebny jest samochód.Wybraliśmy jednak opcję stacjonarną z racji obniżenia kosztów wyjazdów.
Próbka islandzkiej pogody. Maciek na plaży Reynisfjara niedaleko Vik. Wiało ze 100km/h, chmury "szorowały" po ziemi i lało poziomo. |
Ciemny pas na tarczy słonecznej to dziura koronalna dzięki której mogliśmy zaobserwować zorzę. |
do osiągnięcia. Nawiasem mówiąc jest większa szansa obserwacji zorzy na północy i interiorze wyspy niż na południu. Mamy tam statystycznie większą szansę na lepszą pogodę i ciemne niebo. My niestety byliśmy na południu.
Po przybyciu na Islandię rozpoczęliśmy łowy. Niestety pogoda była fatalna i mimo dwóch prób nic nie udało się zaobserwować. Powoli ogarniały nas pesymistyczne myśli, że obejdziemy się smakiem. Prognozy aktywności słonecznej napawały optymizmem szykowała się burza magnetyczna klasy G1 i przewidywany współczynnik Kp wynosił 6+. To na Islandię aż nadto. Pozostawała kwestia pogody.
Modły do Yimira, Odyna i Thora przyniosły pożądane efekty. 27 marca niebo się rozpogodziło, trwała burza magnetyczna G1, Kp 6. Warunki idealne. Nie czekając na zupełną ciemność ustawiamy się na wale niedaleko hotelu. Czekamy! Nagle Maciek krzyczy "Jest!!!!". Rozglądam się i ku mojemu zdumieniu zorza pojawia na południu!. Krzyczymy i klaszczemy z radości jak dzieci. Bierzemy się za fotografowanie. Słychać tylko dźwięk zwalnianych migawek. Orientuję się, że nie wziąłem z hotelu szeroko kątowego obiektywy. Biegiem wracam do hotelu. Zajmuje to niewiele niż 5 minut. Nad nami trwa przepiękny świetlny spektakl. Zieleń, czerwień, purpura. Wspaniałe słupy świetlne. Momentami całe niebo robi się zielone. Robimy przerwy w robieniu zdjęć aby podziwiać gołym okiem niezwykłe zjawisko. Dołącza do nas para z Chorwacji. Maciek pomaga im w obsłudze aparatu. Świetlna kurtyna powoli przesuwa się na północ. Niestety nachodzą porozrywane chmury. Nie szkodzi. Mieliśmy swoje 5 minut.
Veni, vidi, vici.
|
Sympatyczna para z Chorwacji. |
Podsumowując wyprawa zakończyła się sukcesem choć były trudne momenty. Myślę, że wrócę na Islandię ale już w porze letniej. Celem będzie dokładniejsze zwiedzenie wyspy i oczywiści spotkanie z sympatycznymi maskonurami (puffins). Na zorzę wybiorę się ponownie chyba za 2-3 lata ale do Norwegii.
Zapraszam na obszerną relację z naszej wyprawy na blog Maćka - https://mojepodrozemalesrednieiduze.blogspot.com/2017/04/islandia-2017-i-polowanie-na-zorze.html
Warto.
OdpowiedzUsuń