(fot. theguardian) |
Dzisiaj miało miejsce jedno z ciekawszych zjawisk astronomicznych 2019 roku. Nad ranem doszło do całkowitego zaćmienia Księżyca i z pewnością było ono bardzo widowiskowe. Ale... Prognozy pogody nie dawały wielu szans na obserwację zjawiska. Nie zrażony postanowiłem jednak spróbować. Cóż, zwykle podczas pełni jest dobra, bezchmurna pogoda, chociaż nie jest to regułą. Nastawiłem zegarek na 4:00 rano z postanowieniem, że jak będzie coś widać podjadę na górkę spotterską koło Lublinka. Środek nocy jak dla mnie, zrywam się i wyglądam przez okno. Księżyc niczym lampa świeci pięknie na bezchmurnym niebie. Szybko się ubieram, pakuję sprzęt (na lekko), wypijam szybką kawę i po 20 minutach jadę na górkę. Niebo zaczyna się lekko chmurzyć ale Księżyc widać doskonale. Trwa faza półcieniowa. Nieco po 4:30 jestem na miejscu i rozstawiam statyw i aparat. Cholera, chmurzy się coraz bardziej. Cykam kilka fotek z początkowej fazy zaćmienia. Coraz więcej chmur, wychodzi też mgła i chyba smog. W połowie zaćmiony Księżyc znika w tumanach. Od czasu do czasu poprzez warstwę chmur i mgły coś widać. Ale jest coraz gorzej. Około 5:20 na 10 minut przed całkowitym zakryciem jest pozamiatane. Nic nie widać. Zrywa się mroźny wiatr. Liczę jeszcze na to, że porozrywa chmury. Niestety... Krótko przed 6:00 zwijam się i jadę do domu. Dobrze, że mogę jeszcze pospać bo do pracy idę na 12:00. I tyle z moich obserwacji.
Kolejne, ale częściowe zaćmienie Księżyca już w lipcu tego roku, ale na całkowite musimy poczekać aż 6 lat. Do 7 września 2025 roku. Szmat czasu. Cóż, nic na to nie poradzimy. Myślę jednak sobie, że jak ktoś chce mieć frustrujące hobby to polecam astronomię w polskim klimacie. Normalnie miód i orzeszki.