niedziela, 7 października 2018

Pierwsza jesienna sesja.

A jednak się kręci :) (fot. Piotr Grendas)


Po raz kolejny zdarza się, że tuż przed nowiem trafia się pogodna noc. Wybraliśmy się zatem na obserwacje. Ponieważ OA Bukowiec już raczej odpada jako miejscówka do astrofotografii postanowiliśmy pojechać w plener czyli na nasze letnie miejsce w okolicach Puczniewa. Chcieliśmy przy okazji sprawdzić, jak wygląda sytuacja widoczności nieba podczas astronomicznych nocy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jest to strzał w dziesiątkę. Mimo delikatnego zamglenia niebo było wspaniałe. Pasmo Drogi Mlecznej odcinało się świetlistą smugą w poprzek nieba. Gołym okiem było widać galaktykę w Andromedzie i Chichotki. Szczelina Łabędzia ukazywała nawet ciemne pasma pyłu. Co więcej, testy wykazały, że zdjęcia można naświetlać nawet 10 minut. Dla porównania w Bukowcu było to ostatnio w zakresie 3 minut. Samo to świadczy samo za siebie. Ogólnie - miejscówka doskonała biorąc pod uwagę odległość od Łodzi. Niestety są też minusu. Jest to szczere pole, brak prądu i socjalu. Zimą może być mało komfortowo ale coś za coś.

Poniważ nie mam jeszcze umytego i skolimowanego Newtona zdjęcia postanowiłem robić lekkim setupem czyli aparat z obiektywem na HEQ5. Jako pierwszy obiekt został uwieczniony obszar nieba w okolicach Deneba zawierający grupę mgławic wodorowych - Ameryka Północna i Pelikan. Efekt dość dobry.

Deneb i okolice (12x360s,Canon 450D mod, Sigma 18-250mm/f8,ISO1600)



Zdjęcie Piotrka z większej ogniskowej (f=555mm/x0.8) jest jednak  lepsze.






Pelikan (fot. Piotr Grendas)

Kolejny obiekt to już chyba nieśmiertelna Kalifornia w Perseuszu. Podchodzę do tego obiektu jak dp jeża. Jeszcze nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia. Jakoś nie mogę trafić z ogniskową.

Kalifornia (10x300s,Canon 450D mod, Sigma 18-250mm/f8,ISO1600)


Podczas sesji zaobserwowaliśmy też sporo jasnych meteorów. Cóż, zbliżamy się do maksimum roju Drakonidów. Ale najlepsze było na sam koniec. Byliśmy już spakowaniu i staliśmy sobie obserwując niebo gdy : "Na zakończenie sesji mielimy spektakl w postaci pięknego bolidu. Pojawił się na południowym zachodzie. Rozbłysnął białym światłem niczym reflektor kilka razy jaśniejszym od ISS. Poruszał się powoli jak na tego typu zjawisko, przeleciał poziomo, z zachodu na wschód około 40 stopni nad południowym horyzontem. Początkowo biały kolor światła stał się zielonkawy a obiekt zaczął się rozpadać. Były dwa lub trzy momenty kiedy odrywało się wyraźnie więcej fragmentów. Wtedy było widać pojawiające się rozbłyski żółte, pomarańczowe a nawet czerwone. Wyglądało to trochę jak fajerwerk. Zjawisko trwało około siedmiu sekund. W trakcie przelotu kilkukrotnie zdążyliśmy powiedzieć uuułłaaaaaa. Nie było żadnego dźwięku, ani też nie pozostała smuga. Nie było też żadnego aparatu pod ręką, ani wycelowanego w tym kierunku."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz