środa, 27 września 2017

Do widzenia...


Ostatnie zdjęcia Gapcia (jeszcze w gabinecie lekarskim)




Niektórych z Was zdziwi, a być może rozśmieszy ten post. Przecież to „tylko” królik i o co tyle hałasu. Tak, to królik ale to także był mój przyjaciel.

Wczoraj nadszedł niestety dzień, który musi nadejść, choć nigdy nie jest oczekiwany i nie sposób się na jego nadejście przygotować, choć wiadomo, że to nieuniknione. Mój Przyjaciel odszedł za Tęczowy Most. Odszedł spokojnie otoczony przez ludzi dla których był „aż” królikiem. Miał 10 lat i 9 miesięcy. Ładny wiek jak na królika miniaturkę. 


Cała sytuacja wydarzyła się zupełnie niespodziewanie. Gapcio miał praktycznie od  zawsze problemy z zębami. Chodziliśmy w tym roku do weterynarza na zabieg przycinania siekaczy średnio co 2-3 tygodnie. Wydawałoby się, że to rutyna. Podobnie wczoraj. Pojechałem z ucholem do pani doktor. Wszystko odbyło się bez problemu, ale… Wkładając go do transportera zauważyłem, że ma sparaliżowane tylne łapki. Szok! Od razu RTG. Wykazało niewielkie przesunięcie jednego z kręgów lędźwiowych. Dostał sterydy. Miałem dzisiaj iść z nim na dalsze leczenie. Niestety po przyjeździe do domu stan ulegał pogorszeniu. Około 22 zaczął się „lać” przez ręce. Dogrzewałem go butelkami z ciepłą wodą bo robił się zimny. Niestety krótko po 23 westchnął i odszedł. Została pustka i dwie królicze dziewczynki. Mam ogromne poczucie winy. Czy musiałem go zabierać do weterynarza? Czy było to naprawdę konieczne? Nie wiem. Zawsze leży mi na sercu dobro zwierzaka, myślałem, że robię słusznie. Nie wiem co poszło nie tak.

Smutno. Choć po cichu liczę, że gdzieś tam Pusia i Gapcio na mnie czekają i się kiedyś znów spotkamy i zostaniemy razem już na zawsze. 

O tej parce nie zapomnę nigdy.

Pusia i Gapcio są znów razem. Już na zawsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz