sobota, 16 listopada 2013

Quo Vadis ICT?



Generalnie staram się unikać komentarzy i własnych przemyśleń dotyczących różnych zagadnień, którymi się zajmują. Ten blog nie to ma na celu. Jednak od czasu do czasu coś tak mnie podkręci, że nie mogę się powstrzymać. Ostatnio sporo zajmuję się propagowaniem ICT w łódzkich szkołach, uczestniczę w konferencjach na ten temat i staram się wprowadzić choć jakieś początki w swoim własnym ogródku. Obraz, który widzę nie napawa mnie optymizmem. Jak już napisałem w swoim poście na FB łódzka oświata w sferze ICT to nieomal epoka kamienia łupanego.  Zacząłem się zastanawiać dlaczego taki stan rzeczy istnieje i dlaczego inni mogą a my nie. Okazuje się, że problem nie jest prosty. Należy go rozważyć na co najmniej kilku płaszczyznach.  Po pierwsze odnoszę wrażenie, że w Łodzi władze miasta nie bardzo mają pomysł na kompleksowe wdrożenie ICT w łódzkich szkołach. Co najwyżej, po ciężkich bojach można zdobyć środki na komputery do szkół. Ale komputery, zwłaszcza stacjonarne, to już  raczej przeszłość. Żyjemy w świecie opanowanym przez urządzenia mobilne – smartfony, tablety, netbooki, których „moc” czasami przewyższa sprzęt szkolny. Co więcej z tego typu urządzeń korzystają przede wszystkim uczniowie. Nauczyciele, o zgrozo, podchodzą w większości do tego zagadnienia obojętnie. Co z tego wynika, otóż aby wdrożyć w sensowny sposób ICT należy oprócz sprzętu zapewnić w szkołach sensownej klasy sieć komputerową z szerokopasmowym dostępem do Internetu.  Co więcej, obecne trendy mobilności użytkowników, wymagają nie sieci opartej o Ethernet ale raczej dobrej sieci WiFi. Niestety takiej sieci nie da się sensownie postawić na sprzęcie z Tesco za 60 zł sztuka. Trzeba zainwestować w dobry sprzęt (Cisco Meraki?) i zatrudnić w szkole administratora. Inaczej się nie da. A co ze sprzętem klienckim. No, tu można wykorzystać popularną na  zachodzie zasadę BYOD i nie ma konieczności zakupu sprzętu szkolnego. Pozostaje kwestia – jak to finansować? W innych województwach gminy bardziej dbają o finansowanie szkół, częsta jest też forma leasingu czy rozbudowane projekty EU. W wielu szkołach w innych województwach sieci oparte na technologii Meraki są często spotykane. Inni mogą, czemu my nie? Zastanawiające jest też to, że w Łodzi tworzy się projekty edukacyjne wykorzystujące ICT – E-matura (PŁ), E-podręcznik (PŁ) czy Łódzka Platforma Edukacyjna (UMŁ). Są to ciekawe i wartościowe projekty jednak jeżeli nie będzie zapewniona infrastruktura w szkołach to myślę, że  pożytek z nich będzie niewielki. 

Drugi czynnik to czynnik ludzki. Obecni uczniowie, jak wykazują badania wielu specjalistów  należą do tak zwanego pokolenia „E” – pokolenia ICT. Dla nich obsługa urządzeń i wykorzystania nowoczesnych technologii chmurowych, aplikacji online, portali itp. to bułka z masłem. Sam widzę na przerwie tłum uczniów ze smartfonami czy laptopami namiętnie wędrujących po Internecie. Ktoś może zaoponować – ale przecież siedzą zwykle na FB czy odbierają maile.  Ale czy jest w tym coś złego? Moim zdaniem nie. Mądry nauczyciel potrafi wykorzystać na przykład FB do celów dydaktycznych a jednocześnie zyska autorytet wśród uczniów, gdyż nie jest dinozaurem informatycznym. Jest „ziomem” , który jest tam gdzie jego uczniowie. Sam wykorzystuję te techniki i muszę przyznać, że są one bardzo skuteczne i jednocześnie bardzo atrakcyjne dla uczniów, na pewno bardziej niż bismarckowska kreda i tablica. Dzięki temu zamiast być nauczycielem można być mentorem. Skoro mowa o kredzie i tablicy nie sposób pominąć nauczycieli. Ze zgrozą muszę stwierdzić, że stopień wykorzystania ICT i umiejętności w tym zakresie są dalekie od zadawalających. W wielu przypadkach szczytem ICT jest prezentacja w Power Point,  a otrzymanie poprawnie sformatowanego dokumentu Worda graniczy z cudem. Słyszałem też, że tablice elektroniczne, w niektórych szkołach, wykorzystuje się w ten sposób, że pisze się po nich sucho ścieralnymi mazakami traktując jak zwykłą białą tablicę. Zgroza! Zatem co tu mówić o stosowaniu e-learningu, technologii chmurowych,  portali, video konferencji itp. itd. W środowisku nauczycielskim jest jakiś podświadomy opór  we wdrażaniu ICT. Wiem, nie każdy ma predyspozycje. Ale moim zdaniem, można się wszystkiego nauczyć. Wystarczy tylko odrobina chęci. Niestety rzeczywistość skrzeczy.  Głównym argumentem jest zwykle brak sieci i komputera w pracowni. Ale czy mieszkamy na pustyni. Myślę, że każdy ma co najmniej jeden komputer w domu z łączem internetowym, poza tym można też znaleźć miejsca z dostępem do WiFi (nawet w szkole). Mamy smartfona? Mamy tablet? Mamy laptopa? Zatem tego rodzaju argument uważam za niepoważny. Jeżeli w tej kwestii  sytuacja nie ulegnie zmianie, myślę tu raczej o szybkiej ewolucji nie o rewolucji, to nauczyciele coraz bardziej będą odstawać od uczniów. Obniży się autorytet nauczyciela i poziom nauczania. A młode pokolenie będzie patrzeć na nas jak na jakieś skamieliny. I co z tym zrobić? Pozostawiam to Czytelnikowi do rozważenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz